Sam Marcin też zawsze był przystojny, bywały w świecie i inteligentny. Jak napisał Bronisław Wildstein „zawsze dobrze się zapowiadał i to mu zostało”. ( to nie ja- to Wildstein).
Zdradzę jeszcze coś. Wiele lat temu psycholog pani Dobrowolska (matka mojej innej koleżanki) , prowadziła badania nad populacją naszych rówieśników. Powiedziała ( wiem to tylko od koleżanki ale ona nigdy nie kłamie) , że Marcin to najwybitniejsza jednostka z całej badanej przez nią populacji i czeka go wielka przyszłość. Po takim dictum można chyba zaniemówić z wrażenia.
Król bardzo się przyjaźnił z Leszkiem Kołakowskim i tej przyjaźni poświęcił podobno sporo miejsca w swoich książkach. Nie wiem czy to prawda-ogromna płodność Marcina uniemożliwiła mi śledzenie na bieżąco wszystkich jego dzieł. Jego żona Małgorzata też się z Kołakowskim bardzo przyjaźniła, ale nawet nie wiem czy ta przyjaźń kiedykolwiek znalazła swój wyraz w druku. Marcin Król wraz ze swoim klasowym kolegą , a moim innym dobrym znajomym Wojciechem Karpińskim zadebiutowali przed laty książką „ Sylwetki polityczne XIX wieku”. To doskonała książka, kilka razy ją czytałam.
Wszystkie moje zastrzeżenia wobec wypowiadania się na temat znajomych można sprowadzić do góralskiej zasady : „ nie gwizdaj kole domu bo nagwizdasz do rzyci komu” . Wyjaśnienia wymaga chyba tylko słowo „ komu”. Gdy pytałam na przykład naszą gospodynię: „ co dostała na urodziny?” odpowiedziała: „ a nawieźli mi bele cego”. Oznacza to, że dostała dużo prezentów, my powiedzielibyśmy, że goście nawieźli jej różności. Nie ma w tym nic lekceważącego. Podobnie „ komu” w tym kontekście oznacza tylko tyle , że zbędnym gadulstwem można zrobić szkodę sobie lub bliskiej osobie.
Mój podziw wobec znakomitych znajomych tłumaczy chyba jednak mój szok czy raczej dysonans poznawczy gdy z artykułu Semki w „Do Rzeczy” ( Nr 4/052 str 37) dowiedziałam się, że Marcin Król na łamach „ Super Expresu” napisał: „gdybym był na miejscu premiera, pana Królikowskiego zwolniłbym w 15 minut...Tak samo nie akceptowałbym gdyby jakaś urzędniczka po godzinach pracy zajmowała się tańcem go-go” .
„Super Expresu” dotąd nie czytałam , gdyż nie wiedziałam, że „Studia Filozoficzne” znalazły wreszcie godne następstwo . Najlepszy dowód, jak dalece nie jestem en vogue.
Przede wszystkim nie mogłam jednak pojąć dlaczego wielki Marcin Król poluje i to z nagonką na jakiegoś nikomu nie znanego pana Królikowskiego.
Podobne dysonanse poznawcze zdarzały mi się w przeszłości, ale zawsze ktoś bywały wszystko mi wytłumaczył.
Wyraziłam kiedyś zdziwienie, że pewien dobry prawicowy publicysta okresowo pluje na Ojca Rydzyka. Osoba dobrze poinformowana powiedziała: „ daj mu spokój, buduje dom, ma kredyty”. Nie wiem czy jest to dobre wyjaśnienie, ale w każdym razie jakieś wyjaśnienie.
W innym przypadku gdy dziwiłam się, że pewien doskonały fizyk zaoferował swoje własne mieszkanie na ubecką melinę, gdzie ubecy mieli spotykać się z donosicielami, usłyszałam : "marnuje mu się stypendium we Francji, jego żona już tam jest, nie dają mu paszportu, co chłopina ma zrobić?”.
Po przeczytaniu artykułu Semki doszłam jednak do wniosku, że w przypadku Marcina Króla jest chyba jeszcze gorzej, że to -jak mawia Stanisław Michalkiewicz- „z obfitości serca usta mówią” (do Mt 12, 33-37) czyli, że Król napisał to co napisał z najgłębszym przekonaniem.
Jedynym przewinieniem wiceministra Michała Królikowskiego jest fakt, że jest on jak twierdzi Semka „ ultrakatolicką piątą kolumną w rządzie Tuska”, czyli jest głęboko religijny.
Czegoś tak odkrywczego , że jest to porównywalne z tańcem go- go nikt dotąd nie wymyślił. Z całą pewnością jest to oryginalny wkład profesora Króla do historii idei.
Co tu ma do rzeczy Królik użyty w tytule jako przerywnik? Królik to ksywka czyli pseudonim Jarka Zajączkowskiego z Trójmiasta, założyciela zespołu „ Krewni i znajomi Królika”. Miłe chłopaki, śpiewają szanty, szczerze polecam, bez trudu można znaleźć w internecie.
Ta znajomość, choć równie jak poprzednie powierzchowna, chyba mi nigdy ujmy nie przyniesie.
autor: Iza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz